poniedziałek, 14 lipca 2014

Fantastyczne filmy dla dzieci i jak je znaleźć. Cz. 2

Wszystko płynie. Tak mawiał Hipokrates i tak też wygląda rzeczywistość. Również ta filmowa. Kino ewoluuje, korzysta z nowych możliwości technicznych ale też rozwija się na polu narracyjnym. Najlepsze jest to, że właściwie końca nie widać. I bardzo dobrze. Jako widzowie chcemy doświadczać ciągle nowych doznań, a zaskakiwani lubią być zarówno dorośli, jak i dzieci.

O sztuce burzenia schematów pisałam tutaj. We wpisie zwróciłam uwagę na ‘Shreka’ (2001) jako film, który dzięki intertekstualności zjednał sobie serca widzów różnych pokoleń, oraz ‘Uniwersytecie Potwornym’ (2013) jako animacji o dążeniu do realizacji marzeń opowiada z zupełnie nowej strony. W dzisiejszym wpisie czas na stawienie czoła zagadnieniu ZŁA.

Bo zło - to najciemniejsze, najgorsze, mieszające zmysły i powodujące katastrofy czai się wszędzie. Może mieć twarz Meduzy (Małą syrenka, 1989) i hak zamiast ręki (Piotruś Pan, 1953) albo nawet kryć się pod postacią Cukierkowego Króla (Ralph Demolka, 2012). Złowrodzy bohaterowie są niezbędni, by historia potoczyła się bardziej lub mniej żwawo, a protagoniści – dzięki konfrontacji z nimi – zyskali nagrodę. A co jeśli antagonista staje się protagonistą? Kto wtedy wygrywa?

Zasada jest jedna. Jeżeli główny bohater jest zły, musi istnieć ktoś jeszcze gorszy. Można by pomyśleć, że wtedy obsadzanie negatywnych bohaterów w głównych rolach jest absolutnie bezsensowne i może przekazywać – olaboga!- demoralizujące treści. Mimo wszystko, od jakiegoś czasu twórcy ryzykują i kreują historie właśnie tego typu, a ich podwalinami są dwa podstawowe zabiegi, które wykorzystuje się w kinie od lat.

Pierwszy, to przedstawianie postaci kojarzących się jednoznacznie, np. ze względów kulturowych jako złe, w pozytywnym świetle, np. wampirów. Wampiry jakie są, każdy wie. Blade, krwiożercze, śpią w trumnach i egzystują nocą – samo zło. A jednak - często stają się głównymi bohaterami filmów, a ich osobliwe upodobania zazwyczaj okraszane są humorem. Jeśli miałabym wskazać pierwszy film lub animację, w której wampiry są nacechowane jednoznacznie pozytywnie nie dałabym rady. Po prostu, tacy już jesteśmy – próbujemy usprawiedliwiać zło i szukać jego przyczyny. 

A to już kolejny zabieg, który kino (i nie tylko) wykorzystuje od lat – motywowanie działań antagonistów. Jakże lepiej, jakże bardziej wielowymiarowo wygląda postać Davy’ego Jonesa (Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka, 2006), jeśli tak naprawdę jego ciemna natura wynika z doświadczenia miłosnego nieszczęścia. Jakże miło, jeśli ktoś, z kim główny bohater walczył, postanawia przejść na dobrą stronę mocy, kuszony obietnicą czułości i ciepła rodzinnego domu. Istne combo, choć może nie tak jednoznaczne, ale wciąż sugestywne można dostrzec w Hotelu Transylwania (2012) – Drakula sprzeciwia się romansowi swojej córki z człowiekiem i robi wszystko, by zakochana para się nie połączyła. Oczywiście Drak – jak nazywają go przyjaciele – ma tak naprawdę dobre serce i w końcu zauważa, że właśnie ludzki chłopiec jest tym, który da szczęście jego nastoletniej córce. Co więcej, jak dotąd usilnie chronił ją przed światem zewnętrznym, ponieważ matka dziewczęcia zginęła swego czasu w pożarze. Będącym, skądinąd, dziełem ludzkich rąk.

Tyle nawiązań, tak wiele poziomów, wszystko to, co trzeba!

O tym, że muszą istnieć dwie strony konfliktu wspaniale opowiada animacja Megamocny (2010). Tytułowa postać to superzłoczyńca, którego głównym celem jest pokonanie swojego rywala – superbohatera Metro Mana. Kiedy do tego dochodzi i „zło” wygrywa Megamocny popada w marazm. Nie ma z kim walczyć, nie ma celu, do którego dąży. Postanawia zorganizować sobie kogoś w zastępstwie pokonanego superherosa. Oczywiście okaże się, że nowy rywal będzie po jeszcze ciemniejszej stronie, niż sam Megamocny, co stanie się wypadkową do przemiany tytułowego bohatera i umiejscowieniu jego postaci w zdecydowanie pozytywnym świetle. Wszak dobro musi zwyciężyć.

I po co to wszystko? Oczywiście, obok funkcji rozrywkowej i dodatkowych fajerwerków najważniejsza jest funkcja edukacyjna, a jakże. Filmy w rodzaju Megamocnego pozwalają spojrzeć na złoczyńców i ich motywacje od innej strony, uczłowieczyć ich, zrozumieć i przebaczyć. A nuż przyda się takie doświadczenie również w życiu realnym? A nuż, wiele historii potoczyłoby się inaczej, gdyby to antagonistom dało się szansę na obronę? Tak jak w Czarownicy (2014)?

Abstrahując od tego, że film nie taki jak trzeba, że logika żadna i całej reszty zarzutów – Czarownica to doskonały przykład dekonstrukcji schematu baśni i postaci antagonisty. Diabolina ze Śpiącej Królewny (1959) Disneya, czy jeszcze wcześniej – złej wróżki z baśni Charlesa Perraulta to skrajnie zła postać, ze skrajnie tradycyjnej konstrukcji fabularnej. Przedstawienie dzieciństwa i dorastania Diaboliny, momentów przełomowych, które wpłynęły na poziom mroczności, a wreszcie – ukazanie alternatywnej historii, w której to jej matczyne uczucie do Aurory wygrywa ze szczeniackim zauroczeniem Księcia diametralnie zmienia spojrzenie na historię o ukłutej wrzecionem piękności. I – jakby nie było – trochę kpi z baśniowych standardów, wedle których do miłości aż po grób często doprowadzić może jedno spojrzenie.

Czarownica jest dobitnym przykładem na to, że negatywni bohaterowie też chcą mieć swoje miejsce, chcą być wysłuchani i polubieni. W tym wypadku chodzi akurat o sympatię wśród widzów, którzy pamiętają jednoznacznie złe wcielenie Diaboliny z filmu rysunkowego. Oczywiście spotkać można również przypadki, w których tacy anty-bohaterowie walczą o uznanie wśród postaci w swojej własnej, filmowej rzeczywistości przy wtórze kibiców przed ekranami. Mam na myśli Ralpha Demolkę (2012), gdzie bohater gry komputerowej - kojarzony ze zniszczeniem i katastrofą - też chce być doceniony przez postacie ze swojego świata. Jak jednak głosi morał z tej opowieści (i co można świetnie odnieść do poprzednich, wspomnianych przeze mnie filmów) – wartości tego, czy jesteś odważnym i prawym bohaterem nie odda żaden medal, którym cię odznaczą ale to, jak sam wpłyniesz na innych i czy odkryjesz w sobie dobro. Nawet jeśli jesteś zaprogramowany by mącić i niszczyć.

To tak jak postać gliny z LEGO Przygoda (2014). Początkowo ma on dwie twarze – złego i dobrego policjanta. Kiedy jednak złowrogi Lord Biznes, próbując wprowadzić w życie swoje szaleńcze plany zmazuje pogodną twarz dobrego gliny, ludek zostaje przeznaczony by siać zamęt i zgorszenie. Tym piękniejszy staje się wątek walki przeciwnych sił, gdy złe wcielenie bohatera odkrywa w sobie cząstkę dobra. Skutkuje to symbolicznym domalowaniem sobie koślawego uśmiechu w miejscu, gdzie wcześniej widniała radosna twarzyczka dobrego policjanta.


Poza tym wątkiem LEGO Przygoda to idealne połączenie hołdu dla popkultury – pojawia się Batman, Gandalf, Dumbledore i mnóstwo innych, cudownych odniesień – oraz przestrogi przed konformizmem wobec współczesności. Główny bohater – ludzik żyjący według określonego rytmu dnia i karmiący się mainstreamem staje przed wyzwaniem. Zostaje wzięty za bohatera przepowiedni, według której ma ocalić legoludkowy świat przed katastrofą. Przyzwyczajony do rutyny Emmet w trakcie swojej wędrówki dowie się, jak ważna jest własna inwencja, kreatywne myślenie, nie uleganie modnym trendom. Pięknym odniesieniem będą również sceny z realnego świata, w których świat Emmeta okaże się lego-makietą i obiektem zabawy małego chłopca. Chłopca, który natomiast będzie musiał skonfrontować się z ojcem, właścicielem klocków i przekonać go, że są one przeznaczone do zabawy, a nie tylko podziwiania.

Precz dorosłości, chciałoby się wykrzyknąć! I wiecie co - chyba wszystkie te filmy sprowadzają się właśnie do jednego. Żeby nie dać sobie narzucić toku myślenia dorosłego świata, w którym często wszystko musi być czarne albo białe. W którym ludzie są wobec siebie nieufni, a każdy podejrzany o odejście od normy uważany jest za szaleńca. Ja wiem, że wspomniane filmy zostały - jakby nie było - przez dorosłych stworzone. Ale ich edukacyjne walory są tak samo ważne zarówno dla tych najmłodszych, jak i nieco starszych widzów. Dlatego warto oglądać filmy dla dzieci i przypomnieć sobie, co liczy się najbardziej i o czym nie wolno nigdy zapominać. 

Na przykład o... potędze wyobraźni!


Bonusik: piosenka!