Często zdarza mi się wykrzykiwać w stronę telewizora: Znam to! Pamiętam, jak oglądałam!
Filmów, które obejrzałam jako dziecko, czy w niedzielne
popołudnia, czy w wakacje, czy po lekcjach jest bardzo dużo. Do dzisiaj na myśl o niektórych tytułach wzdycham z łezką w oku. Kojarzą mi się z tymi szalonymi
czasami, kiedy to oczekiwałam na emisję Trędowatej (1976) tylko dlatego, że
myślałam, że to film pełen strasznych momentów z trądem w roli głównej,
oczywiście. Wtedy bardzo się zawiodłam, a dziś to jedna z moich
ulubionych polskich produkcji. Jednak
gwoli ścisłości - zanim jeszcze selekcjonowałam filmy na obrzydliwe i niewarte
uwagi, byłam całkiem normalnym dzieckiem. Poniżej kilka tytułów, które najbardziej zapadły mi w pamięć z tego okresu.
Z czasami dziecięctwa kojarzę polskie, odcinkowe Daleko od
szosy (1976). Kilka razy nabierałam się na napis na kasecie VHS z podpisem Leszek i
ponieważ myślałam, że jest to jakieś nagranie z moim wujkiem o tym samym
imieniu, włączałam właśnie ten serial. Wstyd się przyznać, ale nawet po, około, siedmiokrotnym obejrzeniu Daleko od szosy nie jestem w stanie powtórzyć
fabuły. Za to uwielbienie do głównego bohatera Leszka, czyli Krzysztofa Stroińskiego zostało do dziś i
tego aktora, choć grywającego zazwyczaj role drugoplanowe, uważam za jednego z
najlepszych w Polsce.
Nie mogło zabraknąć filmu Titanic (1997). Był rok ok. 1998. Dziadek przywiózł
kasetę od jakichś znajomych z drugiego końca Polski i powiedział coś w stylu Podobno piękny film!. Pamiętam, że miała białe opakowanie i że ogromne wrażenie zrobiła na
mnie okładka z plakatem. Oglądaliśmy film razem, ale że był długi,
trochę mi się nudził. Melodramatyczna historia z katastrofą, statku w tle?
Miałam pięć lat! Byłam dzieckiem i nie odznaczałam się zbytnią wrażliwością
filmową. Pamiętam, że bardzo bawiła mnie scena, kiedy statek się przechyla i
ludzie zaczynają zjeżdżać do wody. Mówiłam Ale fajnie! Zjeżdżalnia!, a
dziadek kręcił głową i powtarzał Dziecko. Taka tragedia! Taka tragedia!. Dziś
płaczę przy każdym seansie Titanica - chyba po prostu potrzebowałam czasu,
żeby docenić już nie podobno, a ten istotnie piękny film.
Pierwsze wyjście do kina – rok 1999 i Tarzan Disneya. Nie
powiem, że od tego zaczęła się moja miłość do bajek i filmów, bo już wcześniej
oglądałam ich bardzo dużo w telewizji. Można natomiast powiedzieć, że narodziła
się miłość do samej idei dużego ekranu. Tak samo, jak podczas pierwszych wyjść
do kina, tak też i dziś miewam gęsią skórkę, kiedy na sali gasną światła i ma
rozpocząć się seans (no tak, „Gęsia skórka”, serial tak bardzo na topie, że aż
go nie oglądałam, chyba była to kwestia braku odpowiedniego kanału. Albo
początki hipsterstwa). Tarzan ze swoją feerią barw, cudownymi piosenkami i
wzruszającą historią chłopca wychowanego przez małpy, pozostanie mi w pamięci na
zawsze. Chyba nie muszę dodawać, że po obejrzeniu tej animacji chciałam
pojechać do dżungli, a każdy obiekt zwisający nad ziemią traktowałam jak lianę.
Kolejnym filmem, który zawsze mam w głowie gdy myślę o
latach beztroski i który trochę powiązany jest klimatem z Tarzanem, jest Jumanji (1995). Historia dzieciaków, które odnajdują tajemniczą grę planszową i
muszą zmagać się z kolejnymi wyzwaniami, jakie stawia przed nimi rozgrywka, zapisała się w mojej pamięci na zawsze. Okropnie bałam się tych szalonych małp
i pająków, które wychodziły z gry. Zakrywałam oczy dłońmi i nie chciałam
patrzeć na ekran. A potem i tak włączałam ten film za każdym razem, kiedy był
puszczany w telewizji. Jumanji to prekursor w dziedzinie filmów dla dzieci i
młodzieży, wprowadzenie nowych trendów i krok w efektach specjalnych. Oraz, postać związana z produkcją, mój osobisty symbol lat 90. i
najwspanialsza twarz na świecie, czyli Robin Williams.
Ten człowiek towarzyszył mojej przygodzie z filmem jak nieodłączny kompan, jak druh, jak Sanczo Pansa. Nie wyobrażam sobie wykreślić z pamięci właśnie Jumanji, Pani Doubtfire (1993), Flubbera (1997), czy Hooka (1991) (najlepszy z najlepszych! Robin Williams jako dorosły Piotruś Pan, to mistrzostwo!). Te filmy i Williams to nie mniej, nie więcej, jak kwintesencja najlepszych czasów. Z ciężkim sercem było mi po latach dowiadywać się o licznych problemach z uzależnieniami, z którymi zmagał się aktor. Na szczęście będę go pamiętać ze wspomnianych filmów, a nie przygnębiających szczegółów z biografii. Spójrzcie tylko na niego:
I jeszcze raz:
Czyż nie jest cudowny?