czwartek, 15 maja 2014

Off Plus Camera - Benedict Cumberbatch w Krakowie

Ostrzeżenie dla wrażliwych. Post zawiera cechy fangirlizmu.

Nadszedł czas na post, kumulujący wszystkie moje wrażenia z wizyty Benedicta Cumberbatcha w Krakowie. Coś, o czym myślałam od początku i coś, do czego zebrałam się dopiero teraz.

fot. Kamil Kalbarczyk

Czas minął, a ja wciąż nie napisałam jak to konkretnie było z tym Cumberbatchem w Krakowie. Jako blogerka i reprezentantka zacnej strony Kinem w Oko miałam możliwość uczestniczenia w a) pokazie krótkometrażówki 'Little Favour' (2013), której Ben był producentem i w której zagrał główną rolę, b) projekcji filmu przyjaciela Bena - Nicka Morana 'The Kid' z 2010 roku, na której nasz Sherlock pojawił się jako gość-widz. 

Ponieważ szczerze identyfikuję się z fandomem Bena, nie będę ukrywać - dzień z pokazem 'Little Favour' i oczekiwanie na zobaczenie Cumberbatcha na żywo, było moim kluczowym punktem programu tamtego tygodnia. Oczywiście, poza tym zobaczyłam mnóstwo filmów i mam wspaniałe wspomnienia z festiwalu, ale nie oszukujmy się - Ben to Ben i na własne oczy trzeba było sprawdzić, czy pogłoski, że w rzeczywistości wygląda jeszcze bardziej zjawiskowo niż na ekranie, są prawdą.

Wygląda.

Można mówić, że twarz jakaś taka dziwna; że kształt głowy nie taki, jak trzeba; że ten uśmiech specyficzny. Można. Ale co z tego, Ben i tak działa na miliony ludzi na całym świecie i wywołuje palpitacje serca u niejednej niewiasty. Umiecie tak? Co więcej - Ben jest absolutnie czarującym dżentelmenem, otoczonym aurą tajemniczości i tego czegoś, co przyciąga do niego ludzi. 

Ale po kolei.

fot. Kamil Kalbarczyk
Podczas 'Little Favour' siedziałam w trzecim rzędzie. Co prawda z brzegu, bo z brzegu i nie po tej stronie, którą sobie wymarzyłam, ale byłam. I widziałam z dość bliska swojego faworyta. Fanki, które już od wczesnych godzin porannych wyczekiwały w kolejce pod kinem na przyjazd aktora i które miały szczęście być na pokazie filmu zachowywały się, według mnie, wzorowo. Było troszkę pisków, troszkę westchnień, burza oklasków - w takiej ilości, w jakiej było to wskazane. Film obejrzano w skupieniu, a kiedy przyszedł czas na 'Questions & Answers' na sali zapadła wręcz grobowa cisza. Ben wziął na siebie odpowiedzialność odpowiadania na większość pytań, co oczywiście było dalece satysfakcjonujące dla fandomu. Zresztą, zobaczcie sami. W sieci pojawiło się oficjalne, zrealizowane przy użyciu profesjonalnego, festiwalowego sprzętu, nagranie z całej tej rozmowy.

KLIK                                                                 

Żarty, dogadywania, rozbawieni słuchacze - nie mogło być lepiej. Ben, na moje oko, fantastycznie odnajduje się na scenie. To profesjonalista - wie co powiedzieć, jak powiedzieć i kiedy zażartować. Tu pomacha do publiczności, tam zrobi jakąś minę. A potem wychodzi na ulicę i koniec. Jak masz szczęście, to go złapiesz znienacka, poprosisz o zdjęcie, czy podpis. A jak nie masz, to musisz się zadowolić tym, co widziałeś oficjalnie. Albo śladzie, jaki po tym pozostał.

I tu zbliżamy się do zdecydowanie najszaleńczego punktu dnia, czyli działania fanowskiego, na które się zdobyłam. Jeśli słyszeliście w Internecie, lub od znajomych, jakie te fanki Bena psychiczne, co to one nie wyprawiały, czego tam nie wymacały na scenie... - przyznaję się, byłam jedną z nich. I właściwie pierwszą, która - nie dbając o swój blogersko-dziennikarski wizerunek - zrobiła sobie fotkę na Benowym krześle, oraz skosztowała łyku wody z Benowej szklanki. W zasadzie mogę oficjalnie uznać, że wciąż nie dorosłam i mam nadzieję nigdy nie dorosnąć do tego, by powstrzymywać się od wyprawiania podobnych ekscesów. Tak, mam w głowie absolutne pstro i najgorsze, że świetnie się z tym czuję.

Potem usłyszałam, że będzie pokaz 'The Kid' i że może przyjdzie na niego Ben. Jak najszybciej zorganizowałam bilet, pobiegłam do Kina Pod Baranami i wpadłam do sali. Byłam w towarzystwie dwóch równie Cumber-zakręconych znajomych (obaj płci męskiej) i dostaliśmy absolutnego zaćmienia umysłów. Zamiast zająć fotele w pobliżu tych, oznaczonych napisami "Reservation" rzuciliśmy się do pierwszego rzędu. Ale nie ma czego żałować. Kiedy przyszedł Ben, bo przyszedł, usiadł dosłownie kilka rzędów za nami. Chyba nie muszę dodawać, że ze świadomością obecności tego człowieka na sali, film oglądało się z pewnymi trudnościami. Niemniej jednak podobał mi się [film] ogromnie i będę polecać go szczerze każdemu, kto zapyta.

Po pokazie odbyło się Q&A z reżyserem - Nickiem Moranem. Możecie nie kojarzyć jego nazwiska, ale zapewne oglądaliście go w ostatnich częściach 'Harry'ego Pottera', gdzie grał śmierciożercę Scabiora. I powiem tak - jeśli Ben ma takich przyjaciół jak Nick, to musi mieć naprawdę zabawne życie. Moran wyczerpująco odpowiadał na pytania, wiele żartował, udawał różne osoby, odgrywał scenki - no po prostu, showman. Tak mi się w tym wszystkim spodobał, że zazwyczaj ja - wycofana, cicha, zupełnie skromna, zdecydowałam się zadać mu pytanie dotyczące filmu. Po komplemencie, jakie to trafne pytanie, usłyszałam długą, fascynującą i zabawną odpowiedź. I wyobraźcie sobie, że słuchał tego wszystkiego Cumberbatch. Tak. Już pewnie o tym zapomnieliście, a przecież on był na sali.

Czy ja przesadzam?

I tak najlepsze przyszło po seansie. Czyli... znakomita, sekundowa, jedyna w swoim rodzaju wymiana spojrzeń. Między mną, a Benedictem. Wyszłam z sali, stanęłam na korytarzu, wyszedł Ben, przeszedł pół metra ode mnie, spojrzał się i uśmiechnął. Ale nie tak - o - jak głupi do sera, tylko tak subtelnie, przygryzając wargi. Jakby trochę się wstydził, jakby trochę przepraszał, jakby wspierał na duchu. Zapamiętam to na wieki. Możecie być pewni.

Kończąc swoje wynurzenia, które pewnie doczytali do końca jedynie najwytrwalsi - to był cudny CumberDay! Obyło się bez wspólnej fotki z aktorem, obyło się nawet bez autografu. Ale ponieważ trzeba myśleć pozytywnie wiem dobrze, że to drobne niedopatrzenie zostanie naprawione. Już ja się o to postaram.

Jest trochę plotek w Sieci o tym i owym, dotyczącym przyjazdu Bena. 
Trzy ciekawostki:

- Ben zażyczył sobie gumę do żucia bez aspartamu (teraz wszyscy googlują, co to jest)
- podczas seansu 'The Kid' poprosił o popcorn, ale prawdopodobnie zjadł go poza salą kinową
- spotkanie w Kinie Kijów, podobno, ogromnie mu się podobało i bardzo żałował, że nie miał możliwości spotkania z fanami w celu złożenia autografów. Jakieś tajemnicze zapiski w jego kontrakcie zabraniały mu tego rodzaju poczynań

Kto żałuje, że go nie było - ręka do góry! :)