środa, 8 października 2014

Dolan znowu o matce... i dobrze! - 'Mommy' (2014)

Najnowszy film Xaviera Dolana to powrót do motywu relacji matka-syn. Powrót udany, gdyż obok debiutanckiego Zabiłem moją matkę (2009) dzieło Mommy (2014) śmiało może stanąć na czele najbardziej udanych realizacji reżysera.

Diane jest specyficzna. Ubiera się krzykliwie, kiczowato, starając się ocalić niewątpliwą urodę minionych lat. Kobieta ma syna - Steve'a. który znajduje się w zamkniętym ośrodku dla dzieci z problemami psychicznymi. Steve (utalentowany Antoine-Olivier Pilon) to buntownik z ADHD, dla którego wszelkie normy i nakazy to zwyczajne banialuki, na podporządkowanie się wobec których szkoda tracić mu energii. Diane, po incydencie który spowodował syn w ośrodku, decyduje się na nowo przyjąć Steve'a pod swój dach. W trudną relację, którą miotają zarówno uczucia miłości i nienawiści wkracza również nowa osoba. Nieśmiała sąsiadka z naprzeciwka, Kyla (niesamowita Suzanne Clément), która stanowi absolutne przeciwieństwo rozgadanej i - pozornie - wyluzowanej Diane. Powstałe trio będzie próbowało odnaleźć się w nowej sytuacji, tworząc momentami coś na kształt drugiej rodziny. Takiej rodziny, której każde z nich, najwyraźniej, bardzo potrzebuje.

Nie wiem, co reżyser przeżył w okresie swojego dorastania, ale najwyraźniej komplikacje rodzinne nie są mu obce, a w opowiadaniu o nich czuje się bardzo pewnie. Mommy jednak różni się od jego debiutanckiego filmu. Tym razem postać matki jest zdecydowanie mniej atakowana przez reżysera i nie tak antagonistyczna. A choć Diane zachowuje się momentami kontrowersyjnie, widz jest w stanie ją polubić i zrozumieć - w przeciwieństwie do postaci matki z Zabiłem..., którą notabene gra ta sama aktorka - Anne Dorval. Diane i Steve to bohaterowie wielowymiarowi, skonstruowani w sposób przemyślany, a przez to bardzo realistyczni. I to chyba właśnie realizm jest największym plusem tego filmu. Dolan co prawda zawsze stara się, by jego historie były jak najbardziej życiowe, ale uwielbia też eksperymentować z formą - kto pamięta scenę domówki z Wyśnionych miłości (2010), czy tango z Toma (2013) wie, o czym mówię. W Mommy nie ma szarżowania. Co prawda reżyser bawi się formatem 4:3, ale jest to jak najbardziej uzasadnione i pełni nawet funkcję metaforyczną. Skądinąd - w sposób bardzo wdzięczny. 

(Ja początkowo dałam się nabrać i przez pierwsze, ok. 40 minut wyzywałam w myślach reżysera i operatora za niedoedukowanie w kwestii kadrowania. Ciasno komponowane kadry niewymownie mnie męczyły. Jak się okazało - męczyć miały!)



Nie mam zaufania do Dolana. O ile swoimi pierwszymi filmami absolutnie mnie oczarował, o tyle od czasu obejrzenia Na zawsze Laurence (2012) zaczęłam mieć do niego dystans. Dolan to eksperymentator, a może raczej... kombinator. A o ile określenie to może być komplementem, w przypadku Kanadyjczyka nabiera raczej pejoratywnego znaczenia. Reżyser zdecydowanie momentami potrafi przeholować z własnymi wariacjami. Na szczęście, obok ciągłej potrzeby testowania nowych wizualnych chwytów, coraz częściej ujawnia się w jego twórczości ćwiczony przez te lata warsztat filmowca. Rzecz niezbędna, do przetrwania w kinowym biznesie przez najbliższy czas, a może i dłużej. Czego po seansie Mommy mam nadzieję, wszyscy będziemy Dolanowi życzyć.

Reasumując Mommy to film Kanadyjczyka, na który czekałam. Właśnie tym dziełem udowodnił, że jest twórcą kompetentnym i że zachwyty nad jego geniuszem nie są bezpodstawne. Xavier Dolan to zdolna bestia, nie ma co ukrywać. A że na jego następne filmy będziemy musieli trochę poczekać (podobno reżyser ma zamiar zająć się teraz studiowaniem - bardzo ładnie, popieram) rozkoszujmy się tym filmem ile możemy. Ja np. obejrzę już niebawem Mommy po raz drugi. Ciekawe, czy wrażenia będą równie pozytywne co po pierwszym seansie?

Mommy
reż Xavier Dolan
Francja, Kanada, 2014
premiera PL: 17 października 2014

Dziękuję dystrybutorowi Solopan za możliwość obejrzenia filmu :)