sobota, 27 lipca 2013

Do poczytania: "Fascynujący świat filmu"

Czy wiecie, że Kevin Costner na planie filmu Robin Hood: Książę Złodziei miał dublera od... tyłka?*



Bardzo lubię czytać książki dla dzieci. I chyba nigdy nie przestaną bawić mnie te z serii Strrraszna Historia i Mostrrrualna Erudycja. Chodząc do szkoły uczyłam się z nich do sprawdzianów, a w liceum zdarzyło mi się nawet zakasować nauczyciela referatem pełnym ciekawostek, o których nie miał pojęcia. Obie serie uważam za istne kopalnie wiedzy, oraz całkiem przyzwoitej dawki humoru. Z racji wakacji i robienia przyjemnych rzeczy, postanowiłam zrelaksować się pewnego popołudnia przy jednej z części Mostrrrualnej Erudycji, zatytułowanej Fascynujący świat filmu.

I wiecie co? Miałam niezły ubaw! Przede wszystkim w książce jest naprawdę masa ciekawostek, którymi można zabłysnąć w towarzystwie. Bo choć fun fact, że krzyk Tarzana to kombinacja ryku wielbłąda, wycia hieny i skrzypiec z zerwaną struną, nie należy może do najprzydatniejszych w życiu, ale jego znajomość może zapunktować, gdy na imieninach u cioci zapadnie krępująca cisza. Cała książka obfituje w zabawne szczegóły dotyczące tworzenia filmów, błędy występujące w niektórych z nich i nieznane fakty z życia gwiazd. Do tego rozczulające jest uwielbienie autora książki do Arnolda Schwarzeneggera i Sylvestra Stallone’a, którzy w czasie wydania tomu (1999) uznawani byli za najsławniejszych ludzi świata.

Poza tym dowiedziałam się kilku całkiem pomocnych wskazówek. W rozdziale radzącym jak zostać super gwiazdą (który oczywiście interesował mnie najbardziej) oprócz sugestii, by umrzeć młodo, wygrać Oscara, czy mieć po prostu szczęście, nie zapomniano o tym, by zaprezentować swój talent. Porada nr 9 brzmi





Jeśli to was nie rozbawiło, może za ciekawy uznacie fakt, że Sylwester Stallone, za swój pierwszy film dostał 25 koszulek? Albo że podczas pracy przy Królu Lwie do studia zostały sprowadzone prawdziwe lwy, by animatorzy mogli zaobserwować ich sposób poruszania się?





Trudno w przyzwoicie krótkiej notce ująć dowcip całej książki tak, by nie odebrać przyjemności czytania oryginału. Dlatego, jeśli poczuliście się zachęceni nie czekajcie ani chwili, bo – według mnie – warto po nią sięgnąć. Na pewno znajdą się tam ciekawostki, których jeszcze nie znacie, a ponieważ przebrnięcie przez cały tomik zajmuje nie więcej niż ok. 2 godziny, więc staniecie się bogatsi w nowe fakty dosłownie w chwilę. A ile przy tym wszystkim uciechy!



Fascynujący świat filmu
Martin Olivier
1999
EGMONT








-----------------------
*obrazki pochodzą z książki Fascynujący świat filmu

czwartek, 4 lipca 2013

Filmowe dzieciństwo przełomu wieków

Często zdarza mi się wykrzykiwać w stronę telewizora: Znam to! Pamiętam, jak oglądałam!


Filmów, które obejrzałam jako dziecko, czy w niedzielne popołudnia, czy w wakacje, czy po lekcjach jest bardzo dużo. Do dzisiaj na myśl o niektórych tytułach wzdycham z łezką w oku. Kojarzą mi się z tymi szalonymi czasami, kiedy to oczekiwałam na emisję Trędowatej (1976) tylko dlatego, że myślałam, że to film pełen strasznych momentów z trądem w roli głównej, oczywiście. Wtedy bardzo się zawiodłam, a dziś to jedna z moich ulubionych polskich produkcji. Jednak gwoli ścisłości - zanim jeszcze selekcjonowałam filmy na obrzydliwe i niewarte uwagi, byłam całkiem normalnym dzieckiem. Poniżej kilka tytułów, które najbardziej zapadły mi w pamięć z tego okresu.



Z czasami dziecięctwa kojarzę polskie, odcinkowe Daleko od szosy (1976). Kilka razy nabierałam się na napis na kasecie VHS z podpisem Leszek i ponieważ myślałam, że jest to jakieś nagranie z moim wujkiem o tym samym imieniu, włączałam właśnie ten serial. Wstyd się przyznać, ale nawet po, około, siedmiokrotnym obejrzeniu Daleko od szosy nie jestem w stanie powtórzyć fabuły. Za to uwielbienie do głównego bohatera Leszka, czyli Krzysztofa Stroińskiego zostało do dziś i tego aktora, choć grywającego zazwyczaj role drugoplanowe, uważam za jednego z najlepszych w Polsce.



Nie mogło zabraknąć filmu Titanic (1997). Był rok ok. 1998. Dziadek przywiózł kasetę od jakichś znajomych z drugiego końca Polski i powiedział coś w stylu Podobno piękny film!. Pamiętam, że miała białe opakowanie i że ogromne wrażenie zrobiła na mnie okładka z plakatem. Oglądaliśmy film razem, ale że był długi, trochę mi się nudził. Melodramatyczna historia z katastrofą, statku w tle? Miałam pięć lat! Byłam dzieckiem i nie odznaczałam się zbytnią wrażliwością filmową. Pamiętam, że bardzo bawiła mnie scena, kiedy statek się przechyla i ludzie zaczynają zjeżdżać do wody. Mówiłam Ale fajnie! Zjeżdżalnia!, a dziadek kręcił głową i powtarzał Dziecko. Taka tragedia! Taka tragedia!. Dziś płaczę przy każdym seansie Titanica - chyba po prostu potrzebowałam czasu, żeby docenić już nie podobno, a ten istotnie piękny film.


Pierwsze wyjście do kina – rok 1999 i Tarzan Disneya. Nie powiem, że od tego zaczęła się moja miłość do bajek i filmów, bo już wcześniej oglądałam ich bardzo dużo w telewizji. Można natomiast powiedzieć, że narodziła się miłość do samej idei dużego ekranu. Tak samo, jak podczas pierwszych wyjść do kina, tak też i dziś miewam gęsią skórkę, kiedy na sali gasną światła i ma rozpocząć się seans (no tak, „Gęsia skórka”, serial tak bardzo na topie, że aż go nie oglądałam, chyba była to kwestia braku odpowiedniego kanału. Albo początki hipsterstwa). Tarzan ze swoją feerią barw, cudownymi piosenkami i wzruszającą historią chłopca wychowanego przez małpy, pozostanie mi w pamięci na zawsze. Chyba nie muszę dodawać, że po obejrzeniu tej animacji chciałam pojechać do dżungli, a każdy obiekt zwisający nad ziemią traktowałam jak lianę.


Kolejnym filmem, który zawsze mam w głowie gdy myślę o latach beztroski i który trochę powiązany jest klimatem z Tarzanem, jest Jumanji (1995). Historia dzieciaków, które odnajdują tajemniczą grę planszową i muszą zmagać się z kolejnymi wyzwaniami, jakie stawia przed nimi rozgrywka, zapisała się w mojej pamięci na zawsze. Okropnie bałam się tych szalonych małp i pająków, które wychodziły z gry. Zakrywałam oczy dłońmi i nie chciałam patrzeć na ekran. A potem i tak włączałam ten film za każdym razem, kiedy był puszczany w telewizji. Jumanji to prekursor w dziedzinie filmów dla dzieci i młodzieży, wprowadzenie nowych trendów i krok w efektach specjalnych. Oraz, postać związana z produkcją, mój osobisty symbol lat 90. i najwspanialsza twarz na świecie, czyli Robin Williams. 


Ten człowiek towarzyszył mojej przygodzie z filmem jak nieodłączny kompan, jak druh, jak Sanczo Pansa. Nie wyobrażam sobie wykreślić z pamięci właśnie JumanjiPani Doubtfire (1993), Flubbera (1997), czy Hooka (1991) (najlepszy z najlepszych! Robin Williams jako dorosły Piotruś Pan, to mistrzostwo!). Te filmy i Williams to nie mniej, nie więcej, jak kwintesencja najlepszych czasów. Z ciężkim sercem było mi po latach dowiadywać się o licznych problemach z uzależnieniami, z którymi zmagał się aktor. Na szczęście będę go pamiętać ze wspomnianych filmów, a nie przygnębiających szczegółów z biografii. Spójrzcie tylko na niego:



I jeszcze raz:


Czyż nie jest cudowny?