piątek, 28 listopada 2014

Seriale które obejrzałam, nie oglądając seriali

Chciałabym przeprosić wszystkich, którzy w jakiś sposób obserwują Kinem w Oko za to, co się ostatnio tutaj porobiło. A może raczej za to, co się nie porobiło. Różne problemy, kryzysy i wątpliwości związane z moją karierą blogerki dały o sobie znać silniej, niż bym sobie tego życzyła. W każdym razie coś zaważyło, coś się odezwało i żyć nie daje. Chociaż tak naprawdę wiem, że macie to gdzieś i liczy się to, czy jakaś notka jest, czy nie ma. Niekoniecznie osobiste rozterki autorki :) Dlatego czas na wpis.

Ponieważ jednak nie może on być ani smutny, ani zbyt wzruszający, ani w żaden sposób wzbudzający litość, postanowiłam dziś podzielić się z Wami, droga dziatwo, małym spisem seriali. A konkretniej listą tych, które uwielbiam i które jednocześnie obejrzałam do końca, lub przynajmniej jestem z nimi na czasie, jeśli np. cały czas trwają. W zeszłą niedzielę wzięłam udział w Serialkonie, organizowanym w krakowskiej bibliotece wojewódzkiej i wydarzenie to skłoniło mnie do analizy swoich serialowych przeżyć.

Jeśli mnie znacie, albo nie znacie, ale czytacie bloga to wiecie, że seriali oglądać po prostu nie umiem. Mam zakodowane, że jest to najzwyklejsza strata czasu i podczas gdy mam obejrzeć dziesięć odcinków po czterdzieści minut, to wolę przeznaczyć ten czas na zobaczenie czterech filmów. W efekcie przeznaczam go na scrollowanie Facebooka, ale to już inna kwestia. Fakt jest taki, że mam duże ambicje, by mieć kino w jednym palcu, góra w dwóch, a w ogóle nie odczuwam parcia na to, by znać wszystkie seriale świata. Dlatego każde kolejne osiągnięcie,w postaci obejrzanego sezonu którejś produkcji to dla mnie istne święto i powód do dumy. 

Dlatego też przedstawiam maleńki spis serialowych sukcesów, które ratują w jakiś sposób mój honor:

Zaczynam od miniserialu BBC, który musiał skraść moje serce – nie było innego wyjścia. Mowa tu o Dumie i Uprzedzeniu z 1995 roku z legendarną już rolą Colina Firtha w roli pana Darcy'ego. Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy sięgnęłam po raz pierwszy po książkę Jane Austen, więc uznaję, że było to tak dawno temu, że w zasadzie jest ona ze mną od zawsze. To strasznie natchnione i egzaltowane podejście, ale nic nie poradzę. No i też jakiego bym nie miała sentymentu do adaptacji z 2005 roku z Keirą Knightley, to do tego miniserialu wracam myślami z jeszcze większą przyjemnością. Bo jest wesoły, słoneczny, bardzo epokowy i znakomicie przekazuje dowcip jakim posługiwała się Austen. I Colin Firth w rozwianej koszuli – nie będzie lepszego Darcy'ego. Nigdy!


strasznie śmieszny plakat
Należę do tego zaszczytnego grona osób, które oglądały pilotowy odcinek w dzień premiery na kanale pierwszym telewizji polskiej. W ten sposób obejrzałam chyba trzy i pół serii, może nawet cztery. Ponieważ jednak telewizor był jeden, a Zagubionych oglądało się z rodzicami, gdy nagle serial okazał się być tym z gatunku sci-fi racjonalni rodzice przełączyli kanał, sielanka się skończyła i rozstałam się z lostami na kilka lat (wtedy nie wiedziałam że odcinki można zdobywać w inny sposób [i mówię oczywiście o kupowaniu oryginalnych płyt ;))]). Do oglądania wracałam kilka razy, ale ostatecznie skończyłam Zagubionych w wakacje rok temu. I w sumie co tu więcej mówić- o tym serialu mogłabym napisać książkę i na pewno nie potrafię zawrzeć w jednym akapicie czym tak naprawdę dla mnie był. Ale chyba trochę takim telewizyjnym Harrym Potterem, jeśli wiecie, o co mi chodzi. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam. Nie potrafię krytykować, a finał oglądałam cała zapłakana. Serio, podobało mi się jak nie wiem.


W tym skromnym wpisie nie mogło zabraknąć serialu, który i pod względem długości i jakości niezwykle mi odpowiada. Mowa tu o Sherlock BBC, czyli formacie, dzięki któremu w wieku 20. lat przypomniałam sobie, co to znaczy mieć manię. Jak pewnie większość, opowiadania Doyle'a czytałam już w podstawówce i postać Holmesa jest w moim świecie tak oczywista, jak postać... no nie wiem... Maryli Rodowicz. Za serial wzięłam się dość późno, bo jakiś czas po premierze drugiego sezonu. Ale jak się wzięłam, tak już przestałam być tą samą osobą. Ok, brzmi to bardzo psychofańsko i fakt jest taki, że wcale nie znam wszystkich szczegółów z produkcji, ani nie spędzam czasu na oglądaniu odcinków po dziesięć razy. Niemniej jednak uwielbiam i czekam na czwarty sezon baardzo cierpliwie. 



Kiedy zaczęłam oglądać Miasteczko Twin Peaks w liceum, niezbyt do mnie przemówiło. Ale wtedy byłam zupełną lamą w serialach i naprawdę uważałam, że ich oglądanie to głupota (pomijając przy tym M jak miłość, czy Barwy szczęścia, z którymi byłam na bieżąco). Ale no niestety, jak ktoś trafia na studia, gdzie na pracę domową masz zadane obejrzeć całe Twin Peaks, to nie ma zmiłuj. I bardzo dobrze. Bo ten serial to ikona i podstawa, na której zbudowano moich umiłowanych Lostów, a i pewnie pięćdziesiąt innych tytułów. W Twin Peaks jest wszystko. Jest zagadka, są ładne dziewczyny, przystojni chłopcy, fajna muzyka, niepowtarzalny klimat początku lat 90.  i momenty, które ogląda się przez palce. No cudo! A już w ogóle, rozwiązanie kto zabił Laurę Palmer to istny czad.


Pozostając w kryminalno-stylowej atmosferze przechodzę do serialu, który był mi przeznaczony i musiał mi się spodobać. Hannibal ma wszystko to, co uwielbiam. Przepiękne zdjęcia, podrasowane odpowiednio dobraną muzyką, stylowe wnętrza, kostiumy, cudownych bohaterów - jednego przesłodkiego i wołającego "pokochaj mnie!" Willa - Hugh Dancy'ego, oraz tajemniczego i niebezpiecznego doktora Lectera, z twarzą Madsa Mikkelsena, którego w sumie też chciałoby się pogłaskać po zaczesanej na bok grzywce. Serial jest świetny też pod względem tego, jak bawi się literackim pierwowzorem. Co prawda Czerwonego smoka przeczytałam już po obejrzeniu drugiego sezonu i na pewno nie skojarzyłam wszystkich odniesień, ale sam fakt jak Bryan Fuller bawi się wątkami i postaciami jest wprost porażający w swoim geniuszu. No i serial ma jeden z najbardziej produktywnych i zabawnych fandomów, co dodaje mu ogromnego, tłustego plusa.



Więcej jest jednak tych seriali, w których zatrzymałam się w pewnym momencie i ciężko mi ruszyć dalej, tak mam z Community, Breaking Bad, Sześć stóp pod ziemią, Doctorem Who (tutaj ostatnio coś się zmienia, powolutku), Grą o Tron i Downton Abbey. A i pewnie znalazłoby się jeszcze z kilka tytułów, które pozaczynałam i czekają na lepsze czasy. Pytanie tylko - czy się doczekają? ;)