niedziela, 28 grudnia 2014

Podsumowanie kulturalnych doznań - 2014

Podsumowania, szczególnie te na koniec roku czasami bywają dość ciężkie. 

Wartościowanie niektórych wydarzeń nieraz sprzyja rozczarowaniom, a zorientowanie się, że noworoczne postanowienia zostały zrealizowanie jedynie w połowie może poważnie zdołować. I odwrotnie - gdy okaże się, że zrobiliśmy więcej niż początkowo było zaplanowane miło się zaskakujemy. W 2014 rok wchodziłam z zapałem do pogłębiania filmowo-medialnych zainteresowań i chęcią przejęcia władzy nad światem. Drugiego celu nie osiągnęłam, a pierwszy? Zapraszam na moją szybką podróż wirtualnym Tardisem przez mijający rok.



W lutym wyjechałam na festiwal Berlinale. Dziesięć dni kinowych wrażeń, posmakowanie splendoru wydarzenia na skalę światową, zobaczenie na własne oczy wielkich nazwisk Hollywood – z tym kojarzyć będę wyjazd i o tym będę opowiadać wnukom. W sekrecie jednak mogę wam napisać, że po Berlinale równie mocno, a może nawet i bardziej pamiętam oczekiwanie w długiej kolejce po wejściówki, wegańskie śniadania w eko-hotelu, długie podróże metrem, dosypianie w salach kinowych i szybkie kawy na Potsdamer Platz. Czy było warto? Było! I żal nieco ściska serce, gdy pomyślę sobie, że studencką akredytację można uzyskać jedynie raz.

Potem przyszedł maj i rewelacyjna perspektywa spędzenia długiego weekendu, czyli akredytacja medialna dla Kinem w Oko na Off Plus Camerę. Naoglądałam się filmów za wszystkie czasy i - to przede wszystkim! - widziałam Benedicta Cumberbatcha. Po Offie rozpoczął się Krakowski Festiwal Filmowy i praca przy Gazecie Festiwalowej. Świetne, pouczające doświadczenie. Po drodze zaczęłam praktyki przy wystawie Stanley Kubrick w Krakowie, a pod koniec miesiąca dowiedziałam się podstaw z historii superbohaterskich komiksów na konferencji naukowej Komiks Kon. W czerwcu wzięłam udział w Wielkiej Fandomowej Grze Terenowej na rodzimym wydziale WZiKS i zaintrygowana wydarzeniem postanowiłam w przyszłości wybrać się na prawdziwy konwent.

Wakacje nigdy nie należały do moich ulubionych części roku, a te w 2014 tylko to potwierdziły. Podczas gdy znajomi balowali na Nowych Horyzontach, Festiwalu w Kazimierzu i w Gdyni ja próbowałam zarobić trochę pieniążków. Dwa z trzech etatów były powiązane stricte z filmem, ponieważ udało mi się popracować przy kinie letnim nad Wisłą, gdzie przypomniałam sobie kilka fajnych tytułów, oraz w jednym z multipleksów, gdzie miałam możliwość obejrzenia na bieżąco co ciekawszych premier. Kino letnie skończyło się wraz z letnią pogodą, w multipleksie wytrzymują chyba tylko ci, z psychiką ze stali. Mojej nie zahartowały nawet dwie przeprowadzki, które odbyły się dokładnie w tym czasie i dzielił je okres miesiąca. Polecam, hardcore.

Na szczęście na początku września udało mi się wyskoczyć na dzień konwentu Polcon do Bielska-Białej, gdzie paradowałam jako Will Graham i uścisnęłam dłoń Zwierzowi Popkulturalnemu. A potem nadszedł październik i festiwal Kamera Akcja, gdzie zakwalifikowałam się do pierwszej edycji konkursu Krytyk Mówi. Poprowadziłam prelekcje przed filmami Legenda Kaspara Hausera i Narkotykowy kowboj. Oczywiście było to doświadczenie bezcenne, debiut przed szerszą publicznością został zaliczony. Mam nadzieję, że od tej pory przy okazji publicznych wystąpień będzie coraz lepiej. Po powrocie z Łodzi nieco przystopowałam z angażowaniem się w większe projekty i postawiłam na tzw. rozwój osobisty. Pod koniec miesiąca udało mi się wyskoczyć na jeden dzień do Katowic gdzie odbyła się konferencja naukowa Kultury fanowskie. Wystąpienia prelegentów o fanvidach, fanfikach i kolekcjonerach figurek były FANtastyczne i chętnie powtórzyłabym wizytę na podobnym wydarzeniu. W listopadzie odbyły się dwa interesujące wydarzenia - konferencja NarrAkcje poświęcona narracjom wizualnym, organizowana przez krakowską ASP, podczas której absolutnie zachwyciła mnie prelekcja o tym, dlaczego Borowczyk nie lubił Disneya. Dosłownie dzień później w wianku na głowie przybyłam w to samo miejsce – do Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej, by wziąć udział w przełomowym wydarzeniu na konwentowej mapie Polski – Serialkonie. Wiadomo, o serialach można rozmawiać godzinami i tak też wyglądała celebracja tego święta. Panele o Hannibalu czy Zagubionych poruszyły fanowskie struny mojej duszy i przypomniały jak cennym darem jest możliwość grupowego zachwytu nad cudownym wytworem (pop)kultury.


Jestem wobec siebie krytyczna. Gdyby ktoś kilka dni temu zapytał mnie, co ciekawego zrobiłam w tym roku odpowiedziałabym pewnie, że nic specjalnego i przysięgam - nie byłaby to kokieteria. Teraz, kiedy widzę spisane w słowa tegoroczne wydarzenia dochodzę do wniosku, że to był całkiem udany czas, ale przede wszystkim – spożytkowany! A to najważniejsze, prawda? Mam nadzieję, że 2015 będzie równie ciekawy. Życzę tego i sobie i wam :) Bo brać udział w takich wydarzeniach – kulturalnych, filmowych, to sprawa nie dość, że poszerzająca horyzonty i inspirująca, to na dodatek szalenie wręcz przyjemna. To jak, na którym festiwalu/konferencji/konwencie widzimy się w przyszłości?