sobota, 23 listopada 2013

Po czym poznać kiepski film. 'Adwokat' (2013)


Ostatnia wyprawa do kina wiele mnie nauczyła.

Adwokat (2013) Ridleya Scotta to kandydat do miana najgorszego filmu świata i podręcznikowy przykład, jak obraz, skazany na sukces już w fazie przedprodukcji, nie powinien wyglądać. Chociaż... jak tak teraz się zastanawiam, to chyba totalna porażka byłaby wtedy, gdybym odebrała film bez żadnych refleksji. A ja jedną miałam. Było to pytanie: na czym polega fenomen słabych filmów i próba odpowiedzi, że może chodzi tu o...


nieznaną obsadę?

Można tak pomyśleć. Kilkoro anonimowych aktorów, którzy przyszli na casting prosto ze swoich słabo opłacanych spektakli teatralnych i nie mają specjalnych wymagać co do wynagrodzenia. Ale czy naprawdę Javier Bardem, Michael Fassbender, Cameron Diaz, Penelope Cruz i wreszcie Brad Pitt brzmią w tym wypadku obco? Wszyscy powyżsi tkwią w branży filmowej już parę ładnych lat, są doświadczonymi i utalentowanymi artystami. Może niezbyt mieli okazję wykazać się w filmie Scotta, lecz na pewno to nie oni odpowiadają za jego porażkę. Skoro na zły film nie ma wpływu fame aktorów to może...


kiepski reżyser?

Tak. Na pewno. Taki tam Ridley Scott - na pewno nikt nie oglądał jego niszowych filmów, np. Gladiatora, czy jakiegoś Łowcy androidów (no, tego drugiego jeszcze nie widziałam, nadrobię). Scott pewnie już urodził się z kamerą w ręku, a ja jeszcze śmiem dawać pod wątpliwość jego reżyserski talent. A gdzie tam. Może po prostu miał gorsze dni, jakiś kryzys wieku dojrzałego, albo zapomniał jak się tworzy dobry film. Szkoda, że nie dał rady go uratować przynajmniej swoim nazwiskiem.


Może też chodzi o słaby scenariusz?

Cormac McCarthy. Facet napisał powieść To nie jest kraj dla starych ludzi, którą bracia Coen zaadaptowali na scenariusz filmu o tym samym tytule. Czy człowiek, którego historia podbiła serca widzów na całym świecie tak naprawdę nie umie pisać? Trzeba to jasno powiedzieć: scenariusz ‘Adwokata’ jest fatalny. Papierowe dialogi, postacie biorące się znikąd, umotywowane nie wiadomo czym. Być może taki system zadziałałby na katach powieści, niestety kino nie trawi tak łatwo literackiej poetyki. McCarthy – zapomnijmy o tym nazwisku w kategorii scenarzystów i to jak najszybciej.


Do tego dodajmy okropnie głupiego głównego bohatera, słabo dopasowaną muzykę (sam soundtrack jest dobry, jednakże – mam wrażenie – użyty w niewłaściwych momentach), brak klimatu, i fatalne zakończenie. I już, mniej więcej, wiemy jak nie powinno się tworzyć filmów. Szkoda, że nie wiedzą tego największe nazwiska światowego kina.
 
Adwokat, The Counselor, reż. Ridley Scott, 2013

poniedziałek, 18 listopada 2013

Czarno-biała, taka-sobie 'Ida'

Ida w reżyserii Pawła Pawlikowskiego to jeden z najgorętszych polskich tytułów jesieni. Tyle nagród, tyle pozytywnych recenzji, grzech byłoby nie zobaczyć. Niestety - już nie po raz pierwszy przekonałam się, że wszem i wobec chwalone produkcje często okazują się być nie w moim guście (so hipsta).

Jesteśmy w latach 60., w powojennej Polsce. Ida to nowicjuszka w zakonie, jak się okaże – Żydówka. Przełożone wysyłają ją do Wandy Gruz, jedynej krewnej dziewczyny, aby przed złożeniem ślubów poznała życie poza zgromadzeniem i upewniła się, co do życia zakonnego. Gdy dochodzi do spotkania dwóch, skrajnie różnych kobiet na jaw wychodzą rodzinne tajemnice. Aby uporać się z przeszłością Ida i Wanda odbywają podróż, która – jak to zwykle z podróżami bywa - wpłynie na ich przyszłe decyzje.

Wątek żydowski jest w filmie podobny, do tego z Pokłosia (2012) lecz nie wybija się na pierwszy plan. Właściwie nie jest ważny cel podróży kobiet, czyli odkrycie prawdy o rodzicach Idy, co pokonywana droga i kolejne perypetie. Można by powiedzieć, że mamy dobrą, wielopłaszczyznową historię, ciekawe postacie, ale jednak czegoś brakuje. Wszystko to potraktowane jest jakby po macoszemu, niedokończone i nieoczywiste. Postać Idy czaruje tajemniczością, lecz nic z tego nie wynika. Decyzje, które podejmuje pod koniec filmu może i mają motywacje, lecz summa summarum wywołują uśmieszek politowania. Jeśli do tego dodamy kwestię ascetyzmu w grze aktorskiej głównej bohaterki, ale też w zdjęciach i w scenografii, okaże się, że mamy do czynienia - po pierwsze - z kinem artystycznym, oraz eksperymentem z którego możemy wynieść jedynie tyle, ile sami sobie dopowiemy. Dla mnie to za mało. Może i byłoby to pełnowartościowe dzieło, gdyby miało do zaoferowania coś ponad. Niestety, mimo iż historia wydaje się być dobrze rozpisana w sensie rozwoju akcji, to między kolejnymi scenami brak tego czegoś, co zaczaruje i przytrzyma widza (mnie) na dłużej. 

Kończąc krytyczne uwagi nie mogę pominąć elementu filmu, który sprawiał, że oglądałam go z zainteresowaniem. Mowa o skomplikowanej postać Wandy, z rolą której świetnie poradziła sobie Agata Kulesza. Mam wrażenie, że to najciekawsza i najtragiczniejsza zarazem bohaterka ostatnich lat w polskim kinie. Kulesza kradnie ten film i bardzo dobrze. Gdyby nie to, naprawdę ciężko byłoby mi go oglądać.

Film wart zobaczenia, lecz niekoniecznie w kinie. Niby oryginalny, prezentujący odmienną jakość, lecz nieangażujący. Spodziewałam się więcej.
 

Ida
reż. Paweł Pawlikowski
premiera PL: 25 października 2013
Dania, Polska