piątek, 30 maja 2014

Krakowski Festiwal Filmowy - 'Nowa Warszawa'

Nominowany do Oscara za dokument „Królik po berlińsku” z 2009 roku reżyser Bartosz Konopka, postanowił po raz pierwszy w karierze zrealizować film muzyczny. „Nowa Warszawa” hipnotyzuje i zachwyca bezpretensjonalnością.

Na początku była płyta o tym samym tytule. Znane piosenki o stolicy w nowych aranżacjach Bartłomieja Wąsika (fortepian), w wykonaniu Royal String Quartet oraz Stanisławy Celińskiej, jako wokalistki. Reżyser po raz pierwszy przesłuchał płytę, wracając samochodem z wakacji. Aranżacje zrobiły na nim tak duże wrażenie, że postanowił nakręcić zainspirowany ich dźwiękami film dokumentalny.

Stanisława Celińska to rodowita warszawianka. Czasem mówi twarde „L”, a dzielnicę Pragę zna od podszewki. Wybranie tej aktorki do roli wykonawczyni tekstów, które cała Polska zna na pamięć, wydawało się ciekawym pomysłem. Okazało się, że absolutnie trafionym. Przejmujące wykonanie „Warszawy” z repertuaru T.Love, czy zupełnie nowa odsłona piosenki „Taka Warszawa” Bajmu, są tego niezbitymi dowodami. Oczywiście nie obyłoby się bez interesujących aranżacji Wąsika, które nadają znanym utworom nowe życie i wydobywają z nich to, co najlepsze. Pasja, z jaką muzycy i aktorka wykonują kolejne utwory i opowiadają o nich twórcom filmu, potrafi udzielić się widzowi. Warto również zwrócić uwagę na wizualną stronę dokumentu - ascetyczne anturaże, w których artyści wykonują piosenki, z pomysłem zarejestrowała kamera Jacka Podgórskiego. Przebitki z Warszawy z dawnych lat, czy materiały archiwalne m.in. z Czesławem Niemenem doskonale uzupełniają widowisko i - w kontekście wyśpiewywanych tekstów - nabierają nowego znaczenia.


„Nowa Warszawa” to film hipnotyzujący, który wprowadza w trans i przenosi w inną, otuloną warszawskim sznytem rzeczywistość. Fani dobrej muzyki odnajdą w filmie spokój i harmonię, której brak we współczesnych, popularnych utworach. Oczekujący interesującego, nowatorsko zrealizowanego dokumentu kinomani, również się nie zawiodą. Konopka potrafi! Nie przez przypadek „Nowa Warszawa” bierze udział w dwóch konkursach festiwalu – polskim, oraz DocFilmMusic.

zmodyfikowany tekst pojawił się w 3. numerze Gazety Festiwalowej 54 Krakowskiego Festiwalu Filmowego

fot. materiał prasowy KFF

Nowa Warszawa
reż. Bartosz Konopka,
Polska, 2013

wtorek, 20 maja 2014

Off Plus Camera – oblicza queer

Ta edycja festiwalu Off Plus Camera obfitowała w mnóstwo filmów poruszających tematykę queer. 

Generalnie pojęcie to można przypisać wielu zjawiskom. Oznacza dziwność, wyjątkowość, odstępstwo od normy. Ostatnio queerem określa cały ten zgiełk, związany z nieheteronormatywizmem (jest takie słowo?), społecznością LGBT, badaniami nad seksualnością i innymi cudami, które jednych oburzają, a innych fascynują. Jeśli queer skojarzy wam się z równie modnym genderem, to bardzo dobrze. Całkiem na topie jest biegle operować tymi pojęciami – kobiety z brodami, mężczyźni bez bród i tym podobne historie wymagają odpowiedniej terminologii.

Podczas tej edycji Off Plus Camery wprost roiło się od filmów, które w jakiś sposób podejmowały queer-tematykę. Jedna z sekcji – 'Raport mniejszości' w pełni poświęcona była zagadnieniom związanym z odmiennością i odstępstwami od szeroko pojmowanych „norm społecznych”. Również w sekcji 'Dorastając na opak' zaprezentowano filmy, w których młodzi ludzie walczyć musieli o swoje miejsce w szaro-burym, nieprzystępnym świecie dorosłych. Natomiast Konkurs Główny wygrał francuski 'Eastern Boys', w którym wątek homoseksualny stanowi właściwie, oś fabularną. Przypadek?

Od komedii dla nastolatków, do poważnego dramatu. Od wenezuelskiego rock’n’rolla, do muzyki electro. Dzieci. Dorośli. Duch queeru przejawiał się podczas Off'a w wielu kinowych odsłonach. Poniżej trzy filmy, które w zupełnie różny sposób podjęły tę tematykę i co więcej - wyszły z tego z całkiem obronną ręką.

G.B.F. (2013) reż. Darren SteinStereotypowe amerykańskie liceum, w którym wartością człowieka są drogie ubrania, wskaźnik popularności i znajomość obowiązujących trendów. No właśnie – najnowszym krzykiem mody, według kolorowego pisma dla nastolatek, okazuje się być najlepszy gejowski przyjaciel. Zbliża się bal maturalny, bycie na topie jeszcze nigdy nie było tak ważne. A tu w szkole brak zadeklarowanych homoseksualistów. Kiedy wreszcie jeden z chłopców zostaje zdemaskowany, pod lupę idą wszystkie fakty, mity i stereotypy, ogólnie przypisywane homoseksualistom. Historia jest podana w cukierkowej formie teen-movie i może rodzaj poczucia humoru pozostawia momentami dużo do życzenia, niemniej jednak bawiłam się podczas filmu całkiem dobrze. Zapełniona bo brzegi sala jednego z krakowskich kin, sądząc eksplozjach śmiechu, również. Tym, co wyróżnia G.B.F. od innych filmów LGBT jest jego optymizm i pozytywna energia. Rzadkość, przynajmniej w tego typu kinie.



Bad Hair (2013) reż. Mariana Randón – Junior ma ok. 10 lat i jeden główny kompleks. Kręcone włosy. Marzy mu się, by na zdjęciu szkolnym, które prawdopodobnie będzie musiał załączyć do jakiejś legitymacji mieć ładne, wyprostowane. Co więcej, proste włosy to według chłopca już niedaleka droga do kariery piosenkarza. Fascynacja własną fryzurą niepokoi matkę Juniora, oschłą wobec syna kobietę, której ciężko związać koniec z końcem i samotnie wychowywać dzieci w kraju kultury macho. Marta nie okazuje chłopcu ciepłych, matczynych uczuć, więc chłopiec sam musi radzić sobie z rzeczywistością, do której wydaje się nie pasować. Pod pozorem historii o kręconych włosach kryje się opowieść o potrzebie akceptacji i miłości. O próbie radzenia sobie ze stratą (ojciec Juniora zginął na wojnie) i chęci zapomnienia. 'Bad hair' to przepiękny film z cudowną muzyką, humorem, na przemian wywołujący śmiech i łzy. Nie tylko dla tych, którzy chcieliby mieć proste włosy (choć im spodoba się na pewno).



Eastern Boys (2013) reż. Robin Campillo – Francja. Na dworcu kolejowym kręci się grupa podejrzanych typów, Rosjan. Generalnie albo się wałęsają, albo podpierają ściany, czasem kogoś zaczepią, zagadają. Danielowi, mężczyźnie w średnim wieku, ubranemu w kosztowny garnitur jeden z chłopców szczególnie przypada do gustu. Ponieważ ma go za męską prostytutkę, oferuje młodzieńcowi spotkanie w swoim mieszkaniu. Chłopak się zgadza. Niestety, bohater nie wie, że ta propozycja będzie miała konsekwencje w przyszłości, a porachunki z gangiem imigrantów nie należą do najprzyjemniejszych. Film jest bardzo interesujący pod względem formy. Ujęcia przypominają momentami 'Wstyd' Steve'a McQueena. Tempo akcji natomiast, zmienia się jak w sinusoidzie. Pogodzone z niebywałą zręcznością zostały wątki takie jak sponsoring, czy nielegalni imigranci. Całość bez zbędnego szokowania, kameralna, utrzymana w dobrym rytmie. Czy zasłużone zwycięstwo w Konkursie Głównym? Sami oceńcie!


czwartek, 15 maja 2014

Off Plus Camera - Benedict Cumberbatch w Krakowie

Ostrzeżenie dla wrażliwych. Post zawiera cechy fangirlizmu.

Nadszedł czas na post, kumulujący wszystkie moje wrażenia z wizyty Benedicta Cumberbatcha w Krakowie. Coś, o czym myślałam od początku i coś, do czego zebrałam się dopiero teraz.

fot. Kamil Kalbarczyk

Czas minął, a ja wciąż nie napisałam jak to konkretnie było z tym Cumberbatchem w Krakowie. Jako blogerka i reprezentantka zacnej strony Kinem w Oko miałam możliwość uczestniczenia w a) pokazie krótkometrażówki 'Little Favour' (2013), której Ben był producentem i w której zagrał główną rolę, b) projekcji filmu przyjaciela Bena - Nicka Morana 'The Kid' z 2010 roku, na której nasz Sherlock pojawił się jako gość-widz. 

Ponieważ szczerze identyfikuję się z fandomem Bena, nie będę ukrywać - dzień z pokazem 'Little Favour' i oczekiwanie na zobaczenie Cumberbatcha na żywo, było moim kluczowym punktem programu tamtego tygodnia. Oczywiście, poza tym zobaczyłam mnóstwo filmów i mam wspaniałe wspomnienia z festiwalu, ale nie oszukujmy się - Ben to Ben i na własne oczy trzeba było sprawdzić, czy pogłoski, że w rzeczywistości wygląda jeszcze bardziej zjawiskowo niż na ekranie, są prawdą.

Wygląda.

Można mówić, że twarz jakaś taka dziwna; że kształt głowy nie taki, jak trzeba; że ten uśmiech specyficzny. Można. Ale co z tego, Ben i tak działa na miliony ludzi na całym świecie i wywołuje palpitacje serca u niejednej niewiasty. Umiecie tak? Co więcej - Ben jest absolutnie czarującym dżentelmenem, otoczonym aurą tajemniczości i tego czegoś, co przyciąga do niego ludzi. 

Ale po kolei.

fot. Kamil Kalbarczyk
Podczas 'Little Favour' siedziałam w trzecim rzędzie. Co prawda z brzegu, bo z brzegu i nie po tej stronie, którą sobie wymarzyłam, ale byłam. I widziałam z dość bliska swojego faworyta. Fanki, które już od wczesnych godzin porannych wyczekiwały w kolejce pod kinem na przyjazd aktora i które miały szczęście być na pokazie filmu zachowywały się, według mnie, wzorowo. Było troszkę pisków, troszkę westchnień, burza oklasków - w takiej ilości, w jakiej było to wskazane. Film obejrzano w skupieniu, a kiedy przyszedł czas na 'Questions & Answers' na sali zapadła wręcz grobowa cisza. Ben wziął na siebie odpowiedzialność odpowiadania na większość pytań, co oczywiście było dalece satysfakcjonujące dla fandomu. Zresztą, zobaczcie sami. W sieci pojawiło się oficjalne, zrealizowane przy użyciu profesjonalnego, festiwalowego sprzętu, nagranie z całej tej rozmowy.

KLIK                                                                 

Żarty, dogadywania, rozbawieni słuchacze - nie mogło być lepiej. Ben, na moje oko, fantastycznie odnajduje się na scenie. To profesjonalista - wie co powiedzieć, jak powiedzieć i kiedy zażartować. Tu pomacha do publiczności, tam zrobi jakąś minę. A potem wychodzi na ulicę i koniec. Jak masz szczęście, to go złapiesz znienacka, poprosisz o zdjęcie, czy podpis. A jak nie masz, to musisz się zadowolić tym, co widziałeś oficjalnie. Albo śladzie, jaki po tym pozostał.

I tu zbliżamy się do zdecydowanie najszaleńczego punktu dnia, czyli działania fanowskiego, na które się zdobyłam. Jeśli słyszeliście w Internecie, lub od znajomych, jakie te fanki Bena psychiczne, co to one nie wyprawiały, czego tam nie wymacały na scenie... - przyznaję się, byłam jedną z nich. I właściwie pierwszą, która - nie dbając o swój blogersko-dziennikarski wizerunek - zrobiła sobie fotkę na Benowym krześle, oraz skosztowała łyku wody z Benowej szklanki. W zasadzie mogę oficjalnie uznać, że wciąż nie dorosłam i mam nadzieję nigdy nie dorosnąć do tego, by powstrzymywać się od wyprawiania podobnych ekscesów. Tak, mam w głowie absolutne pstro i najgorsze, że świetnie się z tym czuję.

Potem usłyszałam, że będzie pokaz 'The Kid' i że może przyjdzie na niego Ben. Jak najszybciej zorganizowałam bilet, pobiegłam do Kina Pod Baranami i wpadłam do sali. Byłam w towarzystwie dwóch równie Cumber-zakręconych znajomych (obaj płci męskiej) i dostaliśmy absolutnego zaćmienia umysłów. Zamiast zająć fotele w pobliżu tych, oznaczonych napisami "Reservation" rzuciliśmy się do pierwszego rzędu. Ale nie ma czego żałować. Kiedy przyszedł Ben, bo przyszedł, usiadł dosłownie kilka rzędów za nami. Chyba nie muszę dodawać, że ze świadomością obecności tego człowieka na sali, film oglądało się z pewnymi trudnościami. Niemniej jednak podobał mi się [film] ogromnie i będę polecać go szczerze każdemu, kto zapyta.

Po pokazie odbyło się Q&A z reżyserem - Nickiem Moranem. Możecie nie kojarzyć jego nazwiska, ale zapewne oglądaliście go w ostatnich częściach 'Harry'ego Pottera', gdzie grał śmierciożercę Scabiora. I powiem tak - jeśli Ben ma takich przyjaciół jak Nick, to musi mieć naprawdę zabawne życie. Moran wyczerpująco odpowiadał na pytania, wiele żartował, udawał różne osoby, odgrywał scenki - no po prostu, showman. Tak mi się w tym wszystkim spodobał, że zazwyczaj ja - wycofana, cicha, zupełnie skromna, zdecydowałam się zadać mu pytanie dotyczące filmu. Po komplemencie, jakie to trafne pytanie, usłyszałam długą, fascynującą i zabawną odpowiedź. I wyobraźcie sobie, że słuchał tego wszystkiego Cumberbatch. Tak. Już pewnie o tym zapomnieliście, a przecież on był na sali.

Czy ja przesadzam?

I tak najlepsze przyszło po seansie. Czyli... znakomita, sekundowa, jedyna w swoim rodzaju wymiana spojrzeń. Między mną, a Benedictem. Wyszłam z sali, stanęłam na korytarzu, wyszedł Ben, przeszedł pół metra ode mnie, spojrzał się i uśmiechnął. Ale nie tak - o - jak głupi do sera, tylko tak subtelnie, przygryzając wargi. Jakby trochę się wstydził, jakby trochę przepraszał, jakby wspierał na duchu. Zapamiętam to na wieki. Możecie być pewni.

Kończąc swoje wynurzenia, które pewnie doczytali do końca jedynie najwytrwalsi - to był cudny CumberDay! Obyło się bez wspólnej fotki z aktorem, obyło się nawet bez autografu. Ale ponieważ trzeba myśleć pozytywnie wiem dobrze, że to drobne niedopatrzenie zostanie naprawione. Już ja się o to postaram.

Jest trochę plotek w Sieci o tym i owym, dotyczącym przyjazdu Bena. 
Trzy ciekawostki:

- Ben zażyczył sobie gumę do żucia bez aspartamu (teraz wszyscy googlują, co to jest)
- podczas seansu 'The Kid' poprosił o popcorn, ale prawdopodobnie zjadł go poza salą kinową
- spotkanie w Kinie Kijów, podobno, ogromnie mu się podobało i bardzo żałował, że nie miał możliwości spotkania z fanami w celu złożenia autografów. Jakieś tajemnicze zapiski w jego kontrakcie zabraniały mu tego rodzaju poczynań

Kto żałuje, że go nie było - ręka do góry! :)