Wreszcie zobaczyłam najnowszy film Małgośki Szumowskiej.
Po fali krytyki, jaka zalała ten obraz nie spodziewałam się fajerwerków.
Okazało się, że oto dokonałam jednej z najlepszych
inwestycji marnych, kilkunastu złotych od jakiegoś czasu! W imię... (2013) od pierwszych minut absolutnie mnie oczarowało swoją estetyką i doskonałym warsztatem.
Oprócz kilku potknięć montażowych, nie potrafiłabym zarzucić temu dziełu większych błędów. Absolutnie zjawiskowe zdjęcia Macieja Englerta, wybitne aktorstwo - brawa dla Andrzeja Chyry - oraz wyjątkowy duch kobiecej wrażliwości, który
odczuwa się w każdej minucie tego filmu. Tyle zachwytów, tyle ochów i achów z mojej strony!
Dlaczego w takim razie W imię... spotkało się z dość zdystansowaną postawą widzów?
Na polskie filmy można psioczyć. Wybrzydzać, jakie to one
nudne, jakie amatorskie, jak słabo udźwiękowione. Z ostatnim się zgodzę,
natomiast na pewno będę bronić rodzimego kina w pozostałych kwestiach.
Niektórzy już na samą myśl o polskiej produkcji dostają spazmów. Nic dziwnego, jeśli kojarzy im się to z kolejnymi adaptacjami
lektur szkolnych i innymi, martyrologicznymi filmidłami, na które wysyła się
szkolne wycieczki. Boimy się trafić na kolejny film o trudach wojny, lub o
przysłowiowym „dziemniagu”. Lata posuchy, będące efektem boomu na komedie
romantyczne po sukcesie Nigdy w życiu! (2004) na trwałe zniechęciły nas do
wykazywania zainteresowania polską kinematografią. I w sumie nic dziwnego –
zazwyczaj w multipleksach zobaczyć możemy jedynie pozycje skrajnie maistreamowe
i nie zawsze udane. Ale myśląc logicznie - nie jest możliwe, żeby z polskim kinem było aż tak źle.
Szczerze? Nie mam pojęcia o co chodzi z hejtami na W imię... .
Nie uwierzę w to, że polem bitwy stała się drażliwa tematyka, ponieważ sama kwestia homoseksualizmu osoby
duchownej, umówmy się, nie jest żadną nowością. A i potraktowana została przez
Szumowską z niezwykłym wyczuciem - no, może z wyjątkiem ostatnich 15 minut, w
których za wiele dosłowności i poprzednia magia niedopowiedzenia, podtrzymywana w filmie się
rozpływa. Za to dostrzegłam niezwykły zmysł, do ukazywania tego, co pod powierzchnią, umiejętność posługiwania się metaforą (obmywanie ran przez księdza, jako biblijna parafraza) i wykorzystanie kontrastowych rozwiązań, które potrafią zachwycić (procesja Bożego Ciała z rockową muzyką w tle - jak ja to kupuję!). Szumowskiej na pewno nie można odebrać świeżości umysłu i odwagi, że jako kobieta-reżyser pozwala sobie na realizację filmu, jakby nie było, kontrowersyjnego, oraz balansującego na granicy delikatności i skrajności. Polskie kino się nie skończyło - z takimi twórcami jak Szumowska, możemy być o nie spokojni.
W imię...
reż. Małgośka Szumowska
Polska, 2013
premiera PL: 20 września 2013
W kolejnym wpisie kilka propozycji filmów polskich z ostatnich lat, które warto obejrzeć
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz