Obroniłam tytuł licencjata z filmoznawstwa i wiedzy o nowych mediach. Prawdopodobnie zawitam również na drugim stopniu tych studiów, a przy okazji spróbuję czegoś nowego. Na razie nie będę zdradzać co to, ale power do zmiany przenosi się na wiele dziedzin mojego życia, co będzie odczuwalne również na blogu :)
Czytałam kiedyś fajną biografię Marlona Brando Piosenki,
których nauczyła mnie matka autorstwa Roberta Lindsey'a. Ogólnie mam
tendencję do zapominania tego, co przeczytałam po jakichś dwóch minutach od
odłożenia książki (pracuję nad tym) i tak też było w tym przypadku. Więc jeśli
ciekawią was jakieś fakty z życia Brando, czy zabawne anegdotki – nie liczcie,
że wam opowiem. Za to z książki zapamiętałam inną, cenną rzecz. Była to uwaga
samego autora książki, że gdy po raz pierwszy przyjechał do Brando był
zaskoczony tym, jak wszechstronną osobą jest aktor. Można było z nim
porozmawiać na absolutnie każdy temat, czy to dotyczący aktorstwa czy np.
szewstwa (jest takie słowo, prawda?)
Nie mam pojęcia, czemu zapamiętałam akurat ten fragment
książki, ale tkwi mi on w głowie nieprzerwanie od kilku lat i stanowi główną
myśl napędową, gdy stają przede mną nowe możliwości zdobycia wiedzy czy
doświadczenia w dziedzinach, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Bo tak to
właśnie wygląda - czasami przypominam sobie, że chcę być jak Marlon Brando.
Nie ten kontrowersyjny aktor, którego życie obfitowało w skandale a i on sam
nie zapisał się w pamięci jako osoba szczególnie sympatyczna. Chcę być Marlonem
Brando, takim, jakim zapamiętał go Lindsey podczas ich pierwszego
spotkania. Chcę, by moja wiedza nie ograniczała się jedynie do kilku dziedzin oraz chcę by i o mnie mógł ktoś w przyszłości powiedzieć, że ze mną to można
porozmawiać na każdy temat, bo taka ze mnie wszechstronna bestia. Nie uważam
swojego postanowienia za naiwne i co więcej - myślę, że jest to do zrobienia!
Dlatego postanowiłam poszerzyć profil bloga. Od jakiegoś
czasu czuję, że ograniczanie się do tematyki kina mi nie sprzyja. Film jest
moją pasją odkąd pamiętam i z racji kierunku studiów to element mojej codzienności
i projektów, w jakie się angażuję. Im jednak bardziej poszerzam swoje
horyzonty, dowiaduję się nowych rzeczy i nabywam doświadczeń tym mocniej czuję,
że samo pisanie o kinie powinnam chyba oddać komuś, kto będzie robił, lub już
robi to lepiej. Nie jestem filmoznawcą, który ogląda dwa filmy dziennie, a
weekendy spędza na oglądaniu kolejnych sezonów seriali i jeszcze ma ochotę o tym
wszystkim dyskutować. Nie czuję w sobie misji udowadniania innym swojej racji
co do wyższości jednych dzieł nad drugimi, a mam wrażenie, że na tym po części
polega praca krytyka filmowego. Wreszcie – do odczytania filmu uważam, że
czasem potrzeba jest narzędzi, które z samego ich oglądania magicznie się nie
wyczarują (no chyba, że w oglądamy dzieło intertekstualne). Jeśli takiego
narzędzia, jakim jest np. znajomość kodów kulturowych nie mamy w ręku wiadomo,
że odczytamy film przede wszystkim na poziomie emocji i własnych upodobań. A
jak wiadomo JUŻ STAROŻYTNI doszli do wspaniałego wniosku, że o gustach się po
prostu nie powinno dyskutować. Czy już rozumiecie, czemu nie chcę ograniczać
się do pisania recenzji? Po prostu najpierw wolę stać się Marlonem Brando.
Biorę udział w wielu fantastycznych wydarzeniach. Odkąd
zauważyłam, że nuda jest moim wrogiem i działa na mnie negatywnie zarówno w
sensie psychicznym jak i fizycznym (naprawdę! Może kiedyś o tym napiszę) sporo
zmieniłam w swoim życiu. O ile wcześniej, gdy nie miałam nic do roboty
włączałam film, teraz staram się wykorzystywać ten czas inaczej. I właśnie
takimi drobnostkami chciałabym czasami mieć się szansę z wami dzielić.
Oczywiście nie ma takiej siły, która odciągnęłaby mnie od odwoływania się do kina. W miarę możliwości będę to robić. No i cóż. Zobaczymy co z tej mojej decyzji wyjdzie. Jeśli się okaże, że to kolejny słaby pomysł będę kombinować dalej, co ze sobą zrobić.
To pierwszy dzień reszty życia bloga. Trzymajcie kciuki, odezwę się niedługo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz