niedziela, 1 czerwca 2014

Maglowanie Szekspira na ekranie

Szekspir jest ponadczasowy. To dość utarte stwierdzenie, lecz – nie oszukujmy się – zachwycająco prawdziwe. Adaptacje jego dzieł były popularne w przeszłości i właściwie wciąż znajdują się kolejni śmiałkowie, chętni zinterpretować Szekspira na własny sposób. Udane, czy nie – ekranizacje te wciąż budzą ogromne emocje. Przynajmniej we mnie

O tym, że dramaty Szekspira stanowią inspirację dla reżyserów z całego świata powszechnie wiadomo. Właściwie w każdym dziesięcioleciu, od momentu powstania kina, realizowano kolejne adaptacje dzieł wybitnego dramatopisarza. Mieliśmy tradycyjne adaptacje, zrealizowane w kluczu realiów ze sztuk artysty. Dostaliśmy też mnóstwo ekranizacji, w których zmieniona była epoka, krajobraz wydarzeń. Muszę przyznać, że wyjątkową frajdę przynosi mi odkrywanie kolejnych filmów, na podstawie dzieł mistrza słowa, które – choć nie zawsze zrealizowane z imponującą dbałością o spójność z oryginałem – wciąż potrafią zaskakiwać. 

A zapowiadało się całkiem klasycznie – sztuki teatralne Williama Szekspira zbierały aplauz na deskach teatrów. I tak od początku ich napisania, do końca XIX wieku, kiedy to rozpoczęła się era kina i teatr musiał ustąpić nowej dziedzinie sztuki. Już w 1898 roku powstała pierwsza adaptacja Szekspira – trzyminutowy filmik „Król Jan”, który wprowadził angielskiego dramatopisarza na ekran. W ten właśnie sposób angielski artysta zakorzenił się w kinie po dziś dzień. Oczywiście, znaczącym przełomem dla adaptacji jego sztuk, było wprowadzenie dźwięku do filmu, w 1927 roku. Bo czy można wyobrazić sobie pełnowartościową ekranizację Szekspira w niemym anturażu? 

Nastąpił czas wielkich realizacji Laurence’a Oliviera (m.in. „Henryk V” 1944, „Hamlet” 1948), czy Orsona Wellesa. Szekspir przyciągnął największe nazwiska świata filmu – Marlona Brando („Juliusz Cezar” z 1953), później Antony’ego Hopkinsa („Hamlet”, 1969, „Tytus Andronikus”, 1999), oraz wielokrotnego ekranizatora dzieł mistrza, Kennetha Branagha (m.in. „Henryk V”, 1989).  O sięgnięcie po angielskiego klasyka zdecydował się nawet sam Akira Kurosawa, japoński geniusz ekranu, który z niebywałą sprawnością zaadaptował Makbeta na orientalne realia w „Tronie we krwi”, w 1957 roku. Do Szekspira powrócił również w przyszłości, realizując filmy na podstawie „Hamleta” („Zły śpi spokojnie”, 1960) i „Króla Leara” („Ran”, 1985).

Kurosawa swoimi ekranizacjami dowiódł, że twórczość Szekspira jest absolutnie uniwersalna i – odpowiednio zaadaptowana – potrafi świetnie wpasować się w każdą szerokość geograficzną i epokę. To założenie przyjęły w przyszłości kolejne pokolenia reżyserów i odtąd wprost zaroiło się od ekranizacji Szekspira, w których akcja została przeniesiona do współczesności („Hamlet”, 2000), lub historię zaaranżowano na styl komedii romantycznej („Zakochana złośnica” 1999). Moimi ulubionymi przykładami tych eksperymentów są dwa filmy: „Romeo i Julia” z 1995 roku, w reżyserii Baza Luhrmanna, oraz „Ona to on” Andy’ego Fickmana (2006), będący luźną adaptacją „Wieczoru Trzech Króli".

Baz Luhrmann nie tylko przeniósł akcję słynnego dramatu w krajobraz lat 90', ale również wykorzystał swoją niezwykle efektowne zabiegi wizualne, by sztuką - rodem z teatru elżbietańskiego - zainteresować również młodego widza. Jego adaptacja momentami ociera się o kicz, czaruje współczesną muzyką, barwnymi strojami i wizerunkiem Matki Boskiej jako swoistym logo, którym przyozdobione są m.in. pistolety awanturników. Groteskowe sceny pojedynków, duszny klimat porachunków między gangami i eteryczni Leonardo DiCaprio, oraz Claire Danes w rolach głównych. Te elementy, zestawione z poetyckimi tekstami Szekspira tworzą wręcz mieszankę wybuchową, która niezwykle intryguje i zachęca do sięgnięcia po oryginał. Wyobraźnia Luhrmanna stanowi jedną z najbardziej nieodgadnionych zagadek kina. Lecz jakaż z tego wynika przyjemność!

„Ona to on” jest absolutnie typową komedią dla nastolatków i moim faworytem, jeśli chodzi o czerpanie z Szekspira inspiracji do współczesnych historii. Jest to film oparty na sztuce „Wieczór Trzech Króli”, w którym główny wątek stanowią, zabawne w konsekwencjach, przebieranki. Podobnie we współczesnym filmie główna bohaterka - Viola (jak w oryginale), postanawia udawać swojego brata bliźniaka i zająć jego miejsce w szkole, by móc grać w drużynie futbolowej. Ponieważ jednak niewieście serce, to nienajlepszy kompan do męskiego towarzystwa, Viola zakochuje się w swoim współlokatorze z akademika. W oczach kolegów z drużyny robienie maślanych oczu do współlokatora nie wygląda zbyt dobrze, co stanowi pretekst do szeregu zabawnych sytuacji. Co więcej, delikatny i uczuciowy Sebastian, którego odgrywa Viola, szybko kradnie serca innych dziewcząt, w tym – niedoszłej sympatii wybranka bohaterki. Cóż to za Szekspir! 

Mieliśmy w kinie Szekspira klasycznego („Hamlet”, 1948), śpiewanego („Stracone zachody miłości”, 2000), animowanego („Gnomeo i Julia”, 2011), a nawet w wersji bollywoodzkiej! „Maqbool” z 2003 na podstawie „Makbeta”, czy adaptacja „Othella” – „Omkara” z 2006, są chyba najlepszymi przykładami na to, jak daleko można się posunąć w interpretacji tego ponadczasowego dramatopisarza. Chcecie Szekspira w wersji bolly? Nakręcimy wersję bolly! Chcecie japońskie anime na podstawie którejś z tragedii? Damy wam takie anime („Romeo x Juliet”, 2007)! Przede mną jeszcze sporo do nadrobienia w dziedzinie ekranizacji dzieł Szekspira, ale wiem jedno – chyba nigdy oglądanie tych filmów mi się nie znudzi. I z przyjemnością odkryję, lub poczekam na któryś dramat tego artysty, zekranizowany w gatunku kina science-fiction. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz