Słowem wstępu muszę powiedzieć, że bardzo mnie cieszą kolejne lajki, które przybywają na fanpage'u Kinem w Oko i nowe odsłony bloga. Oczywiście do pięt nie dorastam statystykom popularniejszych blogerów, ale każda, z tygodnia na tydzień większa liczba sprawia, że serce mi rośnie :)
Dziś post poświęcony bardzo klimatycznemu i bardzo lubianemu przeze mnie serialowi Dom grozy (2014-) znanym również pod oryginalnym tytułem Penny Dreadful. Nie chciałam opisywać go odcinek po odcinku, więc zdecydowałam się na wpis-zachętę. Bez większych spojlerów, z zaznaczeniem, co spodobało mi się w serii szczególnie. Zwykle nie oglądam horrorów, bo się ich okropnie boję i z początku ciężko było mi zacząć ten tytuł. Ale mimo, iż są w nim momenty, w których szczękałam zębami ze strachu, to przez całość przebrnęłam pozytywnie podekscytowana.
Od razu zaznaczę, że polski i angielski tytuł nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego. Samo wyrażenie penny dreadful oznacza bowiem straszną opowieść za pensa, którą w czasach wiktoriańskich można było zakupić w formie małej książeczki. Opowieści były odcinkowe, drukowano je na dość tanim papierze i stanowiły przedmiot ekscytacji szczególnie wśród przedstawicieli klasy robotniczej. Dzięki krwawym historyjkom świat poznał m.in. postać Sweeneya Todda - demonicznnego golibrody, który zabijał swoich klientów by stali się smakowitym dodatkiem w ciasteczkach Pani Lovett.
Serial Penny Dreadful, produkowany przez amerykańską telewizję Showtime, bazuje na idei, która przyświecała opowiastkom za pensa. Oto w dziewiętnastowiecznym Londynie spotykają się najstraszniejsze istoty świata horrorów, by zabawić widza wysmakowanymi aktami przemocy, gwałtu i mordu. A wszystko to utrzymane w tonie oryginalnych utworów, czyli Frankensteinie Mary Shelley, Draculi Brama Stokera i Doriana Graya Oscara Wilde'a. Tytułowe postacie wielkich dzieł literatury grozy przewijają się w serialu nader sprytnie. Ich losy łączą się za sprawą głównej bohaterki kobiecej - tajemniczej panny Vanessy Ives (obezwładniająca samym spojrzeniem Eva Green), która dzięki paranormalnym zdolnościom pomaga swojemu przybranemu ojcu w odnalezieniu jego zaginionej córki Miny (postać pochodząca również z literackiego pierwowzoru Draculi). Wszystko wskazuje na to, że dziewczyna została uwięziona gdzieś pomiędzy życiem, a śmiercią, więc kontakt ze światem demonów wydaje się tutaj nieunikniony. W zmierzeniu się z nadnaturalnymi tworami wspomnianej dwójce pomaga Amerykanin Ethan Chandler, w ciele Josha Hartnetta (jak on tam wygląda, ooooo mamo). Ethan to człowiek-zagadka. Niby rozpustny i cwany, ale jak przyjdzie co do czego to zaopiekuje się irlandzką prostytutką (Billie Piper), a nawet się w niej zakocha i będzie pielęgnował w chorobie. Na początek to w zasadzie tyle. Forma rodem z Ligii Niezwykłych Dżentelmenów, sporo krwi, wrzasków, trochę retrospekcji pozwalających na uporządkowanie informacji o bohaterach. A przede wszystkim - FASCYNUJĄCE wręcz spojrzenie na postacie, które w kulturze istnieją od lat, a ich historie wydają się być przemaglowane na wszelkie możliwe sposoby. Penny Dreadful obala to twierdzenie w znakomitym stylu.
Z największą uwagą śledziłam wątek Frankensteina i potwora, którego imię w serialu brzmi Kaliban (nawiązanie do Burzy Williama Shakespeara). Pomijając genialny twist fabularny, który dokonuje się gdzieś w okolicy drugiego odcinka, jest to przepięknie zbudowany obraz relacji, jaka mogłaby łączyć twórcę i jego żywe dzieło w rzeczywistości. Oczywiście sprawy podobnie rozgrywają się jak w literackim pierwowzorze, jednakże dodany motyw rodem jak z Upiora z Opery (a podobieństwo raczej w tym przypadku nie jest przypadkowe), gdzie Kaliban zostaje zatrudniony do pracy w teatrze Grand Guignol* nadaje całemu wątkowi intrygujący koloryt. Przejmująca samotność i poczucie własnej brzydoty, z którymi zmaga się grane przez Rory'ego Kinneara monstrum, zostają podkreślone w sposób niemalże poetycki. Sceny, w których Kaliban konfrontuje się ze swoim twórcą Victorem Frankensteinem (Harry Treadaway) i terroryzuje go, by ten stworzył mu towarzyszkę, są tak przejmujące, że łzy same cisną się do oczu nad niedolą stwora.
Postać Doriana Graya nie od początku przypadła mi do gustu. Historię spisaną przez Oscara Wilde'a znam od lat i zbyt dobrze pamiętałam opis jego złotych loków, by dać się zwieść kasztanowej, wyprostowanej grzywce Reeve'a Carneya, z przedziałkiem w stylu Marka Mostowiaka. Z odcinka na odcinek jednak bohater zaczął przekonywać mnie do siebie, a kiedy jego romans z Evą Green nabrał rumieńców poddałam się całkowicie. Siła serialowego Graya nie drzemie bowiem w jego onieśmielającym pięknie i uroku dandysa, lecz w nonszalancji gestów, bezczelności czynów i arogancji wypisanej na twarzy, które mieszają się z pozorną niewinnością spojrzenia jagniątka. I cóż, wychodzi na to, że właśnie tak oburzające cechy to magnes na kobiety, mężczyzn i siły nieczyste.
hej, jestem Dorian, a to moja grzywka |
Jeśli zaś chodzi o sam wątek Draculi, to myślę, że fani najsłynniejszego wampira wszech czasów mogą być troszeczkę zawiedzeni. O ile sama akcja związana z przybyciem potwora do Londynu bardzo ładnie klei się z resztą wątków, o tyle jego postać została sprowadzona do szarego humanoida przypominającego Golluma z Władcy Pierścieni. Dracula, chyba nawet nagi, biega po mieście, szczerzy kły, ma czerwone oczy i nie wypowiada ani zdania, a nie zdziwiłabym się, gdyby w ogóle nie umiał mówić. W zasadzie fascynująca to zamiana ról - zazwyczaj Potwora Frankensteina w dziełach filmowych sprowadzano do czegoś w rodzaju zombie, a Draculę interpretowano jako elokwentnego, wykształconego i przede wszystkim przystojnego kawalera z zaświatów. Niestety, nie w tym serialu. A może stety?
Twórcy żonglują pierwowzorami i to dość odważnie. Nie ma sensu nastawianie się, że przewidzimy akcję kolejnych odcinków. Nagle może się okazać, że jedyne słuszne rozwiązanie sprawy, znane z powieści, jest niemożliwe do zrealizowania. Pierwszy sezon Penny Dreadful to jedynie namiastka tego, co serial może zaoferować w przyszłości. Mnogość wątków i ich potencjał sprawiają, że nie wyobrażam sobie rozstania z serialem przez najbliższe kilka lat. Domagam się optymalnego wyjścia w przypadku dobrego formatu telewizyjnego, czyli six seasons and a movie, sześciu sezonów i filmu pełnometrażowego. A choć, jak na razie, piszę to w żartach, to jeśli druga seria, która pojawi się w listopadzie tego roku, będzie równie dobra, lub lepsza niż poprzednia - stanę w pierwszym szeregu by krzyczeć o więcej.
a to cała rodzinka |
---------------------------------
* Grand Guignol był teatrem specjalizującym się w graniu horrorów, tutaj sympatyczny artykuł na jego temat: http://www.denofgeek.us/tv/penny-dreadful/235946/penny-dreadful-how-the-grand-guignol-gave-birth-to-horror
no więc pojawił się Dracula ubrany... i to całkiem do schrupania.. nie sądzisz? :)
OdpowiedzUsuń